Zawszę byłem ciekawy świata, kiedy moja nauka w liceum dobiegała końca nadal nie wiedziałem co tak naprawdę chce w życiu robić. Pomyślałem wtedy pomysł studiowania za granicą poszerzy moje horyzonty i znajomości, co pomoże mi w podjęciu decyzji jaką prace wybiorę. Chęć poznania nowych ludzi i sprawdzenia siebie jako dorosłego człowieka, też stanowiła solidną podstawę do decyzji o studiach za granicą.
Od samego początku byliśmy traktowani w sposób bardzo przyjazny i dało się wyczuć, że uczelni zależy na nas i naszym zdaniu. Na mojej uczelni jest nawet stworzona specjalna grupa, która skupia się na pomocy osobom przybywającym z zagranicy, wielokrotnie zwracałem się do nich o pomoc i za każdym razem ją otrzymywałem.
Mój kierunek był wielką zagadką, ponieważ nigdy nie byłem maniakiem krajów azjatyckich czy ich kultury. Nie do końca na początku wiedziałem czy jest on dla mnie czy dam sobie radę z nauką języka chińskiego po angielsku. Jak na razie jestem mile zaskoczony ponieważ zajęcia są bardzo zróżnicowane i dają okazję do zdobycia wiedzy w różnych dziedzinach, rozpoczynając od ekonomii, marketingu, projektów w grupach, po mandaryński.
Holandia to deszczowy i wietrzny kraj w którym wszystko musi być zorganizowane. Wszystko ma swoje miejsce w określonym miejscu i czasie. Produkty codzienne są dosyć drogie, komunikacja również. Jednak jeśli działa się z głową, 350 euro miesięcznie zupełnie wystarczy, nawet na nieprzewidziane wydatki.
Sprawy, które mnie stanowczo rozczarowały to rozbudowana biurokracja nad którą zupełnie nie panują. Wszystko zabiera straszną ilość czasu i jest słabo zorganizowane jeśli chodzi o komunikacje z ratuszem i sprawy które trzeba załatwić w szkole poprzez pocztę elektroniczna. Druga niewygodna sprawa to dostęp do mieszkań. Jeśli jesteś studentem z innego kraju niż Holandia to jest bardzo prawdopodobne, że właściciel nie będzie pozwalał ci wynająć mieszkania. Jest to dość spora zmora jeśli chodzi o Rotterdam.
Holandia jest dobrze znana ze swojej „multi kulti’’. Na moim roku w uczelni jest około 80 różnych narodowości i mniejszości etnicznych. W mojej klasie są ludzie z różnych zakątków Europy, Azji, Afryki czy Australii i Oceanii. Jest to niesamowite doświadczenie jeśli jesteś otwarty, bo pozwala ci spojrzeć na świat z zupełnie innej kulturalne perspektywy. Jest to też oczywiście wyzwanie, trzeba być bardzo pokornym i nie oceniać pochopnie, ponieważ często motywacje naszych działań czy zachowań mają zupełnie inne podłoże.
Życie jest na pewno droższe od tego w Polsce. Jeśli jednak będziemy sobie w miarę możliwości gotować i nie wydawać pieniędzy na niepotrzebne dodatki spokojnie 350 euro na miesiąc wystarczy. Mieszkanie to kolejne 350 euro minimum. Komunikacja jest bardzo droga dlatego w naszym niezbędniku nie może zabraknąć ukochanego holenderskiego roweru. Jeśli chodzi o imprezwanie to niezbędne jest pre-party. Alkohol w lokalach jest niemiłosiernie drogi, około 4-5 euro za piwo itp. Jeśli chcemy coś zjeść czy wyjść, zawsze warto spytać znajomych holendrów, ponieważ często doradzą Ci oni lepsze i tanie miejsca, które nie są tak mocno uczęszczane a co za tym idzie są po prostu tańsze. Wstęp do klubu wacha się od 5 do 15 euro.
Tak naprawdę gdyby nie Kastu to rzuciłbym to wszystko. Studia za granicą brzmią bardzo ciekawie ale stoi za tym masa papierkowej roboty, którą Kastu pomogło mi zorganizować.
Jako organizacja świetnie działają i naprawdę pomogli mi przejść przez cały proces aplikacji.
Gorąco polecam osobom zainteresowanym w studiowaniu za granicą. Trzeba wykonać kiedyś ten pierwszy krok ;)